sobota, 18 kwietnia 2015

"You are my heroine" part II

Wysoki, szczupły chłopak opierał się o jedno z drzew. Miał ciemnobrązowe włosy i oczy w podobnym kolorze. Wystające kości policzkowe i kilkudniowy zarost dodawały mu uroku. Wyglądał tak… dziko w czarnej skórzanej kurtce i ciemnych spodniach.
Amy zatrzymała się i patrzyła na niego.  Trzęsła się z zimna w mokrej sukience, która teraz lepiła jej się do ciała. Gdy gdzieś nad ich głowami przetoczył się grzmot, zadrżała. Nienawidziła burzy od tamtej nocy. Nocy, której nigdy nie zapomni.
- Właściwie tak – odpowiedziała po chwili, przypominając sobie jego pytanie.
- Jesteś studentką?
Potwierdziła.
- Nie zdążysz wrócić do akademika przed zmrokiem – stwierdził pewnie nieznajomy. – Chodź.
Amelie nie ruszyła się z miejsca.
- Nie pójdę nigdzie   z nikim kogo nie znam – odpowiedziała.
- Nie radziłbym zostawać tutaj na noc – odparł, nie zatrzymując się.
Po chwili wahania czarnowłosa ruszyła za nim.
- Może powiesz mi chociaż jak ci na imię? – zapytała.
- Imię to tylko plakietka – rzekł. – Marna plakietka, którą nadali ci rodzice.
- Nie ruszę się stąd dopóki nie powiesz – zagroziła, zatrzymując się.
On również się zatrzymał. Ale nie po to, żeby jej odpowiedzieć.
- Szybko! –szepnął Nieznajomy, chwytając ją za ramię i popychając w kierunku krzaków.
- Co…?
-Ćśśś – przyłożył jej dłoń do ust. – Zaufaj mi.
Znieruchomiała.
- Tam ktoś jest. Źli ludzie, których nie chcesz poznać – ciągnął szeptem. – Musisz tu zostać przez jakiś czas. Wrócę po ciebie. Przyrzekam.
Chłopak odsunął dłoń od jej ust.
- Zostań tutaj, Amelie.
Po czym oddalił się szybkim krokiem w stronę drzew.
- Nie ma mowy – powiedziała cicho do siebie, uśmiechając się pod nosem.
Szła na palcach, żeby nie robić hałasu. Trochę zabłądziła, ale go odnalazła.
- Czekam do piątku – usłyszała głośny męski głos, który zdecydowanie nie należał do jej Nieznajomego.
Zatrzymała się za grubym pniem drzewa i dyskretnie się wychyliła. Dookoła Nieznajomego stało trzech mężczyzn. Byli rośli i nie mieli włosów. Jeden z nich nachylił się nad N. i zadał mu cios w twarz. Ten jednak osłonił się ręką, z której teraz ciekła krew. Mężczyźni mruknęli jeszcze coś i szybko się rozeszli, niczym zjawy.
Amelie odczekała kilka chwil i wysunęła się zza drzewa. Podeszła od tyłu do N, który ściskał krwawiącą rękę. Odwrócił się, a ta podeszła do niego i złapała delikatnie jego rękę. Obejrzała ją uważnie, a potem tak naturalnie jakby robiła to codziennie potargała sukienkę z prawego boku i oderwała kawałek tkaniny. Potem założyła mu ją fachowo na rękę. Krwawienie ustało.

Uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę. Wtedy uświadomiła sobie, jak blisko niego była. Mogła patrzeć na jego ciemne oczy. Były piękne. Już miała otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, gdy on pochylił się nad nią i dotknął swoimi ustami jej. 

1 komentarz: