Anglia. Tak daleko od domu.
Cóż…im dalej tym lepiej. Takie myśli krążyły po głowie tej młodej
kobiety idącej ulicą z plecakiem i
walizką. Szła dość szybkim krokiem, widząc zbliżające się chmury. Nie lubiła
moknąć, zresztą kto lubi?
Jej podeszwy rytmicznie stukały o chodnik, po którym szła. W
końcu skręciła w prawo i jej oczom ukazał się duży budynek z kilkoma
majestatycznymi wieżami. Zwróciła się w stronę budynku z przekrzywionym napisem
„akademik”. Jej nowy dom. Wchodząc
wpadła przypadkiem na młodego mężczyznę. Miał bardzo jasne włosy i był wysoki.
- Przepraszam – rzuciła.
- Nic się nie stało – odpowiedział, uśmiechając się. –
Jestem Dylan, miło mi – podał jej rękę.
- Amy. – uśmiechnęła się również, choć raczej tylko z
grzeczności.
Amy wyminęła chłopaka
i udała się schodami na piętro. Wyciągnęła z plecaka klucz, który jakiś
czas temu przysłano jej pocztą. Rozejrzała się w poszukiwaniu pokoju z numerem
„215”. Minęła kilka korytarzy i w końcu je zobaczyła. Włożyła kluczyk i już
miała otwierać, gdy drzwi się otwarły. Stała w nich niebieskowłosa dziewczyna, uśmiechając się szeroko.
- Cześć – rzekła radośnie. – Będziesz moją współlokatorką?
- Wygląda na to, że tak – odparła Amy. – Jestem Amy Lee.
- A ja Sofia Smith.
Ku zaskoczeniu panny Lee, nowo poznana dziewczyna zamiast
podać jej rękę rzuciła się jej na szyję. Cóż.. może to jakiś brytyjski zwyczaj
- pomyślała. Odwzajemniła krótko uścisk
i się od niej odsunęła.
- Zajmuję łóżko po prawej! – zawołała niebieskowłosa i
wybiegła na korytarz.
- W porządku – roześmiała się Amy.
Następnie weszła do środka i
położyła swoją torbę na łóżku stojącym pod oknem. Rozpakowała się i postawiła
na szafce nocnej zdjęcie. Uśmiechnęła się
do niego. Chwilę później
usłyszała pukanie do drzwi. Zanim zdążyła je otworzyć, do środka wszedł
ciemnowłosy chłopak.
-Amy! – zawołał, biorąc dziewczynę w ramiona.
- Hej, kuzynie – uśmiechnęła się do niego Amelie. – Miło cię
widzieć.
- A mi miło będzie, kiedy przyjdziesz wieczorem na małą
imprezkę – rzekł, śmiejąc się.
- Pierwszy dzień studiów i już impreza? – zapytała śmiejąc
się.
- Pewnie – odparł Charles. – Weź
jakąś koleżankę. I spotykamy się o dziewiętnastej nad jeziorem.
Stanęła przed lustrem. Rozpuściła
swoje długie, czarne włosy i założyła kwiecistą
sukienkę. Potem zrobiła sobie delikatny makijaż. I uśmiechając się do
siebie, opuściła łazienkę.
- Gotowa? – skinęła głową Sofii.
-Jasne –
odparła niebieskowłosa.
Jezioro
w mieście Oksford było niewielkie, ale za to dość głębokie i mocno
zanieczyszczone. Kąpiele w nim były zakazane. Otaczając jezioro, wchodziło się
do niedużego lasu. Kierując się w prawo, wychodziło się z lasu na małą polankę. Tam właśnie trwała
impreza.
Około dwunastu osób, z czego tylko Sofia, Charles i Dylan
byli w miarę znani Amy. Pozostali byli od nich starsi. Część z nich tańczyła,
część wstrzykiwała sobie coś w żyły, jeszcze inni kiwali się smętnie nad
butelką wódki.
- Pobędę tu trochę i się zmywam – prychnęła Amy, siadając na
wydeptanej trawie.
- Dlaczego? – zapytał Dylan, siadając obok niej.
- Ja tam zostaję – stwierdziła Sofia, tarmosząc w dłoni butelkę piwa.
- Nie lubię takiego towarzystwa – odparła czarnowłosa.
Po chwili wstała i wzięła
nieotwartą jeszcze puszkę piwa, stojącą obok jakiegoś śpiącego gościa. Gdy wróciła, zobaczyła, że wszyscy są czymś
zajęci. Charles śpiewał „Chryzantemy
złociste”, wyrażając swoje głęboko skryte emocje. Sofia właśnie całowała się z Dylanem, który trzymał rękę pod jej
spódnicą.
Amelie uśmiechnęła się tylko i
oddaliła się w stronę lasu. Chciała pójść na krótki spacer. Szła powolnym krokiem. W końcu oddaliła się na
tyle, by nie słyszeć głosu imprezowiczów.
Zrobiło jej się chłodno, miała w końcu na sobie tylko cienką sukienkę.
Wtedy gdzieś w oddali usłyszała grzmot.
Przestraszona zadrżała. Tylko nie
burza…
I wtedy pojawił się On.
- Zgubiłaś się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz