piątek, 3 kwietnia 2015

Zmysły

-Chcę wyprowadzić się z Nowego Yorku - rzekł Mac.
         Spojrzałam na Maca ze zdumieniem. Przylatuję na weekend do domu i dowiaduję się, że mój ojczym ma w planach przeprowadzkę.
- Gdzie? – zapytałam tylko.
- Do jakiegoś spokojnego miasteczka. Nie wiem, może w Filadelfii? Mój dawny kolega- służyliśmy razem w marynarce-  mieszka w Rosewood.  Niewielkie miasto. Posiada niezłą szkołę.  Dużo zieleni. Byłem tam kilka razy. Tom mieszka z żoną i córką. Jest mniej więcej w twoim wieku. Ma na imię Hanna.
- Wszyscy? –zadałam głupie pytanie.
-Tak, ja, ty, maluchy i moja mama. Podobno ma dość Londynu.  Kupimy sobie jakiś ładny domek, z dużym ogrodem. – odrzekł Mac.
- Brzmi super – powiedziałam trzeźwo. – Ale czy mamy na to pieniądze?
- Ekonomiczna jak zawsze – roześmiał się tata. – Babcia sprzeda dom, my mieszkanie, poza tym mam jakieś zaskórniaki. Spokojna twoja rozczochrana.
                      
       * * *

 A więc wyprowadzam się z obskurnego Nowego Yorku do jakiegoś miłego miasteczka w Filadelfii. Aha. Cóż, najważniejsze, że nie wrócę już do szkoły. To zmotywowało mnie do działania. Przygarnęłam ręką  laptopa. Wpisałam w gogle „ dom do kupienia w Rosewood”. Sporo wyników. Kliknęłam na pierwszy.
         Było to biuro nieruchomości mieszczące się w Filadelfii, jednak miało w swojej ofercie również domy w kilku innych miejscowościach.  Kliknęłam w zakładkę „Rosewood”. Domki w większości mieściły w nowocześniejszej części miasteczka, jednak kilka stało w wiejskiej okolicy. 
         Szczególnie zachwycił mnie jeden z nich. Był dość duży, jednak nie luksusowy.   Elewacja była lawendowa, a okna były z białego drewna. Przed domem znajdowało się dość duże podwórko. Z opisu wywnioskowałam, że stał nieopodal dużego osiedla, sieci sklepów, placu zabaw i lasu. Po drugiej stronie płynęła rzeka.
         Chciałam pokazać dom Macowi, jednak ten gdzieś wyszedł.  Postanowiłam w takim razie wyłączyć komputer i iść na spacer z rodzeństwem, gdy moim oczom ukazał się komunikat, o nowej wiadomości. Otworzyłam ją.
„Gdziekolwiek się znajdziesz – też tam będę
-Angel”
Zawahałam się.
„Nie mogę się doczekać

-Lilly”
***
Nie będę tęsknić za Nowym Yorkiem. Mimo, że wiąże się z nim dużo moich wspomnień. To tu, po raz pierwszy zaznałam szczęścia ze swoją matką. Zaraz po tym, jak zabrała mnie ze sierocińca, trafiłam właśnie tam. Mama zaczęła pracę w laboratorium, wkrótce poznała Maca i urodziła mu dzieci.
                Uśmiechnęłam się, łapiąc za rękę Hannah, która wystraszyła się przylatującego samolotu i pogłaskałam ją po główce. Znajdowałam się wraz z  Margit, Hannah i Davidem na lotnisku. To właśnie dziś. Przeprowadzka. Po za granice stanu, to już coś.  David biegał po hali przylotów i co chwila musiałam go przywoływać do porządku. Margaret spała słodko na moich kolanach, niczym się nie przejmując.
                Nowy York… okropne miejsce. Brudno, pełno przestępców. Jak  w każdej dużej metropolii.  Nigdy tam nie chcę wracać. Kończy się właśnie kolejny etap mojego życia.  Sierociniec w Londynie, NY – to już za mną.
                - Lilly, jedziemy teraz do tatusia? – zapytała Hannah.
                - Tak, kochanie. Tatuś musiał polecieć do Rosewood wcześniej, bo chciał wszystko przygotować na nasz przyjazd.  – odparłam.
                - Zobacz, jaki duuży samolot!- zawołał David, podbiegając do nas.
                - Rzeczywiście – roześmiałam się.
                Spojrzałam na  tablicę, na której pojawiały się coraz to nowe loty. Nasz znajdował się już w połowie, co było sygnałem, że czas udać się na odprawę.  Lot upłynął nam w miarę spokojnie. Maluchy zasnęły.
*  *  *
               Pierwsze dni po przeprowadzce upłynęły nam na drobnych remontach w naszych pokojach i rozpakowywaniu wszystkich rzeczy. Babcia zadzwoniła do nas, informując, że owszem, przeprowadzi się do Rosewood, ale  nie zamierza z nami mieszkać. Powodem jej decyzji był zapewne brak miejsca w naszym nowym domu.
               Dom na parterze miał dużą kuchnię połączoną z salonem, gdzie mieścił się łądny kominek. Oprócz tego była jeszcze łazienka.  Na piętrze natomiast znajdowały się cztery sypialnie. Jedna należała do Maca, w drugiej spało moje rodzeństwo,  trzecia była gościnna, a czwarta należała do mnie.
               Pomieszczenie nie było zbyt duże, jednak bardzo przytulne. Miało ciemną, drewnianą podłogę i beżowe ściany. W moim nowym pokoju większość miejsca zajmowało duże i wygodne łóżko. Oprócz tego miałam również zabudowaną szafę, komodę, biurko i regał na książki. Większość dodatków była brązowa, co znakomicie pasowało do ścian, na których wisiały oprawione zdjęcia i  kilka plakatów.
               Wprowadziliśmy się w piątek, a w poniedziałek tydzień później miałam iść do szkoły.  Z mojej dawnej szkoły niedawno po przeprowadzce przyszła paczka zawierająca kilka rzeczy, które zostawiłam oraz list, w którym podpisali się prawie wszyscy mieszkańcy Anubisa. Prawie, bo podpisów Jessicy oraz Tylera nie było. Cóż… nie zamierzałam rozpaczać z tego powodu.
                Przeciwnie, czułam się dziwnie lekko, jakby to co zdarzyło się w domu Anubisa przytrafiły się komuś innemu, a nie mi. To nie mnie zdradził chłopak. To nie ja straciłam przyjaciółki. To nie ja uderzyłam w twarz nową dziewczynę Tylera. Nie ja…

*  * *

                - Lilly! – usłyszałam wołanie Maca.-Zejdź na dół z łaski swojej.
                Niechętnie wstałam z łóżka, na którym czytałam „Wichrowe Wzgórza” Emily Bronte.  Z tego co wiedziałam niedługo miałam omawiać tą książkę w szkole. Wolałam być do tego przygotowana. Wstając z łóżka zajrzałam jeszcze do pokoju rodzeństwa. David bawił się nową kolejką, Margaret bawiła się z Hannah „we flyzieja”. Uśmiechnęłam się na ten widok, schodząc po schodach.
                Mac czekał na mnie w kuchni.  Chrząknięciem oznajmiłam, że właśnie przyszłam.
                - Posłuchaj, Lills. Mam do ciebie prośbę. – rzekł tata.
                Spojrzałam na niego z uprzejmym zainteresowaniem na twarzy. 
                - Pamiętasz, jak mówiłem ci, że mój kolega mieszka w Rosewoood?
                Przytaknęłam.
                - Tom rozwiódł się z żoną, jednak wkrótce przyjedzie odwiedzić córkę. Zaproponowałem kolację. Tom przyjdzie z byłą żoną i córką.  Kolacja ma być za trzy dni. Biorę na siebie sprzątnie. Chcę cię tylko poprosić o ogarnięcie pokoju maluchów i twojego. Po za tym coś trzeba na tą kolację zrobić. A ja – uśmiechnął się nieznacznie – gotować nie potrafię. Zajmiesz się tym?
                - Jasne – odpowiedziałam.
                Właściwie lubiłam gotować. Poszłam na górę i otworzyłam zeszyt mamy, w którym mieściły się jej autorskie przepisy. Ona też lubiła to robić… Z zeszytu wysypało się kilka kartek i coś ciężkiego. Na kartkach były przepisy, jednak na jednej  z  nich pisało coś innego. Cięższy przedmiot upadł właśnie na łóżko, był to klucz. Zerknęłam na kartkę. Była bardzo podoba, o ile nie taka sama, do tej na której znalazłam liścik od mamy, schowany w jej szkatułce. Treść kartki zawierała jedynie adres.

Dayton,

Flower Street 28

             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz